Czy to będzie sezon wielkiego Śląska Wrocław naszych marzeń, jak czasem mawiają kibice drużyny? A może będzie to kolejny rok, w którym wrocławianie wykonają epicki lot koszący ku dnie Ekstraklasy i w ostatniej chwili uratują się przed spadkiem z ligi? A a co, jeśli tym razem cudu nie będzie i Śląsk zostanie zdegradowany? Śląsk Wrocław wchodzi w nowy sezon PKO Ekstraklasy z wieloma pytaniami, a choćby zarysu odpowiedzi na horyzoncie nie widać. Paradoksalnie, może to jednak oznaczać, że na drużynę trenera Jacka Magiery czeka sezon najciekawszy od wielu lat.
Tegoroczna przerwa między sezonami w Śląsku Wrocław nie różniła się zbytnio od poprzednich wakacyjnych “okienek” między rozgrywkami. Co tu dużo pisać – w Śląsku jak co roku w szatni zamontowano drzwi obrotowe, bo lista piłkarzy, którzy klub opuścili i którzy do Śląska przyszli, była tak długa, jak lista pasażerów lotu wielkim Boeingiem.
Drużynę pożegnało aż 12 zawodników. Na tej liście najważniejszym nazwiskiem John Yeboah, absolutny lider Śląska w poprzednim sezonie i strzelec 10 goli, który zamienił Wrocław na Raków Częstochowa. Wrocław pożegnał też były kapitan drużyny Michał Szromnik (dziś w Górniku Zabrze), wieloletni pomocnik Adrian Łyszczarz (obecnie Resovia Rzeszów) i podstawowy obrońca Śląska w poprzedniej kampanii ligowej, Islandczyk Daniel Leo Gretarsson (dziś 2. liga w Danii). Za transfery wychodzące trzeba też potraktować przesunięcie Diogo Verdaski i Victora Garcii do drużyny rezerw. Obaj Hiszpanie poprzedni sezon mieli mizerny, ale byli w kadrze pierwszej drużyny. W wakacje, trener Jacek Magiera uznał, że – oględnie mówiąc – etyka pracy obu iberyjskich sportowców niekoniecznie mieści się w granicach jego tolerancji. Stąd i Verdasca, i Garcia zostali wyproszeni do rezerw, a szans na ich powrót do “jedynki” jest tyle, ile na ulewny deszcz na Saharze.
Zatrzymajmy się na chwilę przy nazwisku trenera Jacka Magiery. Bo to, że szkoleniowiec nazywany często pseudonimem “Magic”, zdecydował się podpisać nowy kontrakt ze Śląskiem Wrocław, to największe letnie wzmocnienie drużyny. Tym samym trener Magiera wszedł w swoją trzecią przygodę ze Śląskiem. W pierwszej, awansował do europejskich pucharów, a chwilę potem został zwolniony. W drugiej, rozpoczętej pod koniec poprzedniego sezonu, zluzował Ivana Djurdjevicia na ławce trenerskiej. Miał wtedy ważny kontrakt ze Śląskiem, ale nie musiał brać się znowu za trenerkę we wrocławskim klubie. Podjął jednak rękawicę i Śląsk, mający 5 pkt. straty do miejsca chroniącego przed degradacją z Ekstraklasy, ostatecznie wyprowadził na prostą, ratując mu ligowy byt.
Jakie będą najważniejsze, niemalże herkulesowe prace, które staną przed trenerem Magierą i jego zespołem w nachodzącym sezonie?
Pierwsze, najważniejsze wyzwanie, które stoi przed tym szkoleniowcem już dziś, to “zlepienie” drużyny z piłkarzy.
Do Śląska dołączyło bowiem aż 11 zawodników. Część z nich (np. Aleksander Wołczek, Stanisław Szczyrek, Krzysztof Kurowski lub Bartosz Głogowski) to zawodnicy młodzi, którzy raczej nie odegrają większej roli. Może poza Kurowskim, który cieszy się renomą dużego talentu i jest przymierzany do gry jako rezerwowy lewy obrońca. Są też we Wrocławiu nowe, większe nazwiska, także zagraniczne. To obrońca z Bułgarii Aleks Petkow, ściągnięty z niemieckiej Arminii Bielefeld 19-letni pomocnik z Turcji Burak Ince, a także napastnik z Danii Kenneth Zokore.
Przy tym ostatnim warto się zatrzymać na chwilę, bo to zawodnik, którego – oceniając tylko przez papier, czyli jego piłkarskie CV – w Ekstraklasie jeszcze nie było. To bowiem zawodnik, który zaliczył ponad 100 meczów w bardzo silnej Championship (drugi poziom rozgrywek) w Anglii, był kiedyś bohaterem transferu wartego ok. 9 mln euro, zaliczył też epizody w Lidze Mistrzów. Zohore ma też w karierze liczne problemy zdrowotne, przez które w poprzednim sezonie praktycznie nie grał. We Wrocławiu ma się odbudować. Jeśli szybko wskoczy na optymalny poziom przygotowania fizycznego, złapie porozumienie z kolegami z drużyny i przy tym ominą go kontuzje, Zohore może stać się gwiazdą całej Ekstraklasy.
Jako zawodnika z dużym potencjałem technicznym i fantazją w grze reklamowano także Buraka Ince. Młody Turek też jednak potrzebuje sporo czasu na zbudowanie odpowiedniej formy fizycznej i co najmniej kilka kolejek w Ekstraklasie się odbędzie, zanim zarówno Ince, jak i Zohore, zaczną z całej siły dobijać się do wyjściowej jedenastki Śląska.
Są też w Śląsku nowi młodzi zawodnicy, czyli ważny element strategii trenera Magiery, który słynie z dobrej pracy z młodzieżą i chce pomagać “młokosom” w rozwoju. To Kacper Trelowski, bramkarz wypożyczony z Rakowa Częstochowa oraz pomocnik Mateusz Żukowski, poprzednio grający w Lechu Poznań.
Mamy więc praktycznie całą drużynę (z jednym rezerwowym) poza Śląskiem i pełną jedenastkę nowych graczy w klubie. Są nowi, rokujący, ale też potrzebujący czasu obcokrajowcy, są młodzi zdolni Polacy, są też oczywiście gracze, którzy zostali w klubie. Są też w kadrze poważne braki, nad uzupełnieniem których klub pracuje, m.in. na pozycji lewego oraz środkowego obrońcy, a także pomocnika. Sztab trenera Magiery musi więc już teraz lepić drużynę z tych zawodników, których ma wiedząc, że kadra jeszcze nie jest zamknięta, a każdy kolejny transfer może ten proces odrobinę skomplikować. Nie jest to zadanie łatwe, ale z drugiej strony – to ważny czas, który może trenerom Śląska pomóc w realizacji ich innego ważnego zadania, o którym niżej.
Druga herkulesowa misja trenera Jacka Magiery to bowiem stworzenie swego rodzaju DNA Śląska Wrocław. Czyli tego, co tę grupę piłkarzy wyróżnia i co sprawia, że widząc ich grę na boisku od razu wiemy, że to jest Śląsk Wrocław.
Bo ostatnie lata to dla tej drużyny czas spędzony jak we mgle. Wiele można było o tym zespole powiedzieć, ale nie to, że wyróżniał się czymkolwiek pozytywnym. Kibice mogli tylko wspominać z łezką w oku czasy takich charakterniaków w Śląsku, jak choćby Sebastian Mila, Krzysztof Wołczek, Rok Elsner, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Amir Spahić lub Cristian Omar Diaz. To byli zawodnicy, którzy nie bali się brać odpowiedzialności za drużynę na boisku, potrafili też ją pociągnąć mentalnie w trudnych chwilach. Trener Magiera musiał to zauważyć, skoro w kluczowym momencie poprzedniego sezonu, kiedy Śląsk był jedną nogą w 1. lidze, wyciągnął z rezerw do pierwszej drużyny Mariusza Pawelca – czyli zawodnika, którego w żyłach ma pewnie biało-zielono-czerwoną krew i który w Śląsku święcił wszystkie triumfy z poprzedniej dekady. Szkoleniowiec wrocławian sam zresztą podkreślił na konferencji prasowej przed sezonem, że ten aspekt pracy jest dla niego ważny.
– Chcemy dbać o organizację gry. To na pewno. To jest klucz. Bez dobrej organizacji gry i bez porządku na boisku nie ma możliwości grania ze swoją tożsamością. Chcemy mieć tożsamość. Oczywiście, cały czas jesteśmy na etapie szlifowania pewnych rzeczy – zapowiedział trener Jacek Magiera.
Takiego DNA nie da się stworzyć w miesiąc ani nawet w kwartał. To trudne zadanie, którego powodzenie zależy zarówno od wyników na boisku, od jakości wykonawców pomysłów trenera, wreszcie od tzw. chemii między zawodnikami w szatni i na boisku. To niuanse, jak rozumienie boiskowych zachowań kolegów z drużyny lub automatyzm z wykonywaniu poszczególnych elementów sposobu gry opracowanego trenera, wreszcie dawanie od siebie więcej niż 100% w trakcie gry, reprezentując barwy Śląska Wrocław. Słowem – trzeba poczekać, aby Śląsk wreszcie był jakiś. Nie przegrany, nie poturbowany, nieporadny. Tylko wyrazisty, dumny i pewny siebie. Tych elementów wokół klubu brakuje od wielu lat. Teraz trener Magiera, opromieniony sukcesem w karkołomnej misji utrzymania Śląska w poprzednim sezonie, ma do tego odpowiednio silną pozycję i bazę do budowania swego rodzaju chemii wokół tej drużyny.
Trzecie, naszym zdaniem warte wymienienia zadanie stojące przed trenerem i zawodnikami Śląska Wrocław, to budowanie mody na ten klub.
W ostatnich latach było tak, jak doskonale wie każdy, kto choć trochę śledzi losy tej drużyny. Wrocławianie – zasłużenie bądź nie – byli przedmiotem szyderstw, bohaterami licznych memów i celem tysięcy złośliwych (często przy tym zupełnie przestrzelonych) krytyk w mediach społecznościowych. To jednak cecha typowa dla naszej rzeczywistości i trzeba ją mieć wkalkulowaną w pracę przy profesjonalnym sporcie. Co nie zmienia jednak faktu, że często tzw. śląskowy komentariat powtarza przygody barona Münchhausena: wyśmiewał klub i dawał powody do kpin, po czym narzekał, że klub jest wyśmiewany…
Odłóżmy jednak na bok dygresję i przejdźmy ad rem. Jest oczywiste, że w sporcie bez wyniku nie będzie kibiców. Na stadion przyjdą tylko ci wierni, których złe wyniki bolą, ale i tak staną przy klubie. Dla kibiców, którzy rozważają przyjście na Tarczyński Arenę, aby obejrzeć mecz Śląska, często kluczowe jest, czy w ogóle warto? Czy obejrzą fajny mecz, w którym nawet, jeśli padnie mało goli, to piłkarze stworzą intensywne widowisko, a nie pokaz nordic walking bez kijków? Czy to, co zobaczą na stadionie lub na boisku, będą mogli wrzucić na swoje media społecznościowe bez obaw, że zostaną wyśmiani, bo “po co poszli tych patałachów ze Śląska oglądać”?
Dla bardziej zagorzałych fanów Śląska, takie dylematy mogą być śmieszne, ale często ludzie, którzy chcieliby Śląsk zobaczyć na żywo, zadają sobie takie pytania zanim kupią bilety. I często znajdują odpowiedzi, które nie skłaniają ich do ich do przyjścia na mecz. Dowodem niech będzie średnia frekwencja na meczach domowych wrocławian w sezonie 2022/2023, która wyniosła ok. 10,5 tys. widzów na mecz. Teoretycznie to dość dużo, ale mówimy o obiekcie, którzy może ugościć cztery razy tyle kibiców. Sukcesem byłoby, gdyby na Śląsk chodziło ok. 20 tys. kibiców. A tego nie da się osiągnąć zarówno bez gry fajnej dla oka, a przede wszystkim bez wyników.
Oczywiście, mnóstwo pracy w przekuwaniu wyników sportowych na konkretne PR-owe i marketingowe akcje, ma do wykonania sam klub. Ale żaden marketing nie zadziała, kiedy produkt będzie słabo sprzedawalny. A żeby zachęcić kibiców do tego, aby “kupowali” produkt o nazwie piłkarski Śląsk Wrocław, potrzeba i dobrej, ładnej dla oka gry, i dobrych wyników.
Okres przejściowy czas zacząć
Sezon 2023/2024 w PKO Ekstraklasie Śląsk rozpocznie w Kielcach, w meczu z miejscową Koroną. Nie jest to dla wrocławian najlepsze miejsce, aby wejść dobrze w sezon, bo po raz ostatni Śląsk wygrał w Kielcach w… 2016 r. Nie ma jednak co wybrzydzać, bo terminarz od tego się nie zmieni. A dla zespołu, który zaczyna się tworzyć od nowa (który to już raz w poprzednich latach?), zwycięstwo na trudnym terenie może być dobrym prognostykiem na przyszłość.
– Wiemy, do jakiego zespołu jedziemy. Spodziewać się tam trzeba determinacji ze strony przeciwników, mocnej walki, dobrego biegania. Zawodnicy są na ten temat uświadamiani. Że tylko i wyłącznie ich postawa na boisku, ich determinacja, mądrość i realizowanie założeń spowoduje to, że będzie okej. Patrzymy na to z optymizmem. Jak zagramy? Oby skutecznie, bo to jest najważniejsze. Obyśmy wrócili do Wrocławia z punktami – deklaruje Jacek Magiera, szkoleniowiec Śląska Wrocław.
Po wizycie w Kielcach, na wrocławian – do końca sierpnia – czekają mecze z Zagłębiem Lubin, Pogonią Szczecin, Stalą Mielec, Lechem Poznań i Widzewem Łódź. Terminarz zatem wrocławian nie rozpieszcza, a ten powstający w dużej mierze od nowa zespół będzie musiał się zmierzyć m.in. z kandydatami do mistrzostwa Polski. Śląsk czekają więc trudne wyzwania, ale też dobre okazje do tego, aby się wykazać, pokazać nieco odważniejszy futbol i złapać to swoiste flow, które tworzy ducha drużyny. Jest przy tym więcej niż pewne, że ta drużyna będzie notowała wpadki, bo taki jest teraz etap jej rozwoju.
Są w tej drużynie piłkarze gwarantujący jakość, są weterani związani ze Śląskiem nieco dłużej (jak np. Eric Exposito, Peter Schwarz bądź Patrick Olsen), są młodzi zdolni Polacy, pukający do drzwi pierwszej 11, są wreszcie obcokrajowcy z potencjałem. Teraz z jednostek musi powstać zgrana drużyna, a to musi zająć nieco czasu i nie będzie wolne od błędów. Ale stawiamy perły przeciwko orzechom, że Śląsk w dzisiejszym składzie personalnym będzie stać na to, aby zająć 9. miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy na koniec sezonu. Wbrew różnym ponurym, odjechanym przepowiedniom, których autorzy wypychali Śląsk do 1. ligi zanim ktokolwiek w tym sezonie kopnął piłkę na ekstraklasowych boiskach.
Nasza prognoza na NAJ Śląska Wrocław w sezonie PKO Ekstraklasy 2023/2024:
Najwyższe realne miejsce w tabeli na koniec sezonu: 9. – każda pozycja wyżej będzie dużym sukcesem tej drużyny.
Najważniejszy piłkarz Śląska: Nahuel Leiva.
Hiszpan wyraźnie odżył w Śląsku, gdy drużynę przejął Jacek Magiera. Strzelał, rozgrywał, walczył w defensywie, wyraźnie złapał tlen. Teraz, gdy w drużynie nie ma już Yeboaha, to właśnie Nahuel może być tym piłkarzem, który dostanie najwięcej swobody do prowadzenia indywidualnych akcji i tym, przez którego piłka przechodzi w każdej akcji drużyny. Technikę Nahuel ma, jest przy tym graczem silnym fizycznie, co w Ekstraklasie ma znaczenie. Stawiamy więc, że to właśnie Nahuel Leiva będzie tym graczem Śląska, który spróbuje wejść w buty pozostawione przez Johna Yeboaha i będzie dźwigał zespół na swoich barkach.
Największe odkrycie wśród nowych piłkarzy: Burak Ince.
O 19-letnim Turku mówi się, że jest tyleż utalentowany, co niesforny i w poprzednim klubie sprawiał problemy wychowawcze. Słychać też, że Ince potrafi zagrać nieszablonowo, błyskotliwie, że ma świetne umiejętności techniczne, co w Śląsku może być bardzo cenne. Jeśli nadrobi zaległości w przygotowaniu, a potem w ligowych potyczkach nie da się zdominować silnym fizycznie obrońcom w Ekstraklasie, to Śląsk będzie miał z młodego Turka dużo pociechy.
Największy postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu: Marcel Zylla.
Ten zawodnik do niedawna w Śląsku praktycznie nie istniał. Był na liście ludzi z umowami, ale długo leczył kontuzję, a po powrocie do zdrowia bardzo wolno się rozkręcał. Dopiero w maju br. “odkurzył go” trener Magiera, dając pograć w końcówce sezonu. To były mecze Zylli w Ekstraklasie po rocznej przerwie! Szkoleniowiec Śląska chce jednak go odbudować, a że w Śląsku jakościowych graczy ofensywnych nie ma teraz znowu aż tak wielu, to Zylla może trafić na swój czas. Jeśli będzie zdrowy, widzimy sporą szansę na to, że zacznie spełniać oczekiwania.
Największe rozczarowanie: Dennis Jastrzembski.
To piłkarz ofensywny, który w Śląsku jest od wiosny 2022 r., zaliczył w nim 43 mecze i strzelił… 3 gole. Oglądając jego grę, można było sobie odświeżyć występy Janusza Gancarczyka we wrocławskim klubie. Leitmotiv Jastrzembskiego na rywali był bowiem podobny – piłka wypuszczona przed siebie i jazda ostrym sprintem na wyprzedzenie. Ale takie metody w Ekstraklasie przejdą może raz na 100 prób, o czym Jastrzembskiemu często rywale boleśnie przypominali. Teraz młody piłkarz miał poprosić trenera, aby przesunął go na pozycję lewego obrońcy, bo ma braki w grze defensywnej i chce się doszkolić. Trzeba docenić szczerość i chęć do pracy, ale też trudno wierzyć, że z napastnika bądź pomocnika, który nic nie daje w ofensywie, nagle powstanie obrońca, który – uwaga! – umie dobrze bronić. Stawiamy więc, że w tym sezonie Jastrzemski będzie tym zawodnikiem Śląska, którego grę kibice będą kwitowali legendarnym “Ajjj, Jezus Maria!”.
Najlepszy młody zawodnik (do 20. roku życia): Karol Borys.
16-latek, będący perłą w młodzieżowej koronie Śląska Wrocław. Młodzieżowy reprezentant Polski, którego nazwisko – dzięki jego grze w Mistrzostwach Europy U-17 – trafiło do notesów skautów najlepszych klubów na Starym Kontynencie. Wydaje się, że ten sezon może być dla Borysa momentem, w którym zacznie łapać więcej minut w Ekstraklasie. Do tej pory zaliczył w niej 7 meczów, a z racji młodziutkiego wieku i innych niż te w Śląsku zobowiązań był oszczędzany, żeby nie złapał kontuzji. Czas jednak gra na jego korzyść, a także fakt, że drużynę prowadzi teraz Jacek Magiera, który jest ceniony za dar współpracy z piłkarską młodzieżą. Obstawiamy więc, że w tym sezonie Karol Borys będzie częściej niż w latach poprzednich meldował się na boiskach Ekstraklasy.
Autor: Łukasz Maślanka