Wyjechać o planowanym czasie i dotrzeć na miejsce bez zakłóceń? Brzmi jak plan idealny, ale czy możliwy w przypadku Kolei Dolnośląskich? Podróże z tym przewoźnikiem w ciągu ostatnich miesięcy notują wiele opóźnień, które utrudniają pasażerom szybkie dotarcie do celu.
W sobotę, 16 lipca pasażerowie jadący z Trzebnicy do Jawora na trasie przez Sobótkę i Świdnicę musieli liczyć się z ponad godzinnym opóźnieniem pociągu. Awaria taboru uniemożliwiła dalszą trasę na odcinku we Wrocławiu. To tylko pojedynczy przypadek opóźnień linii Kolei Dolnośląskich. Co chwila zgłaszane są uwagi dotyczące braku punktualności. Pasażerowie przesiadający się na trasie są w stresie. Czy koleje zaalarmowane o opóźnieniach będą czkać na spóźnione pociągi czy mimo wszystko będą wyjeżdżać o planowanym czasie?
Kolej nie czeka mimo zgłoszeń konduktora
Niedawno informowaliśmy o nieprawidłowej pracy wagonów rowerowych Kolei Dolnośląskich.
Ostatnio można było usłyszeć o odjeździe pociągu mimo zgłoszeń konduktora, by poczekał na opóźniony przejazd z Warszawy.
– Jedna godzina i czterdzieści minut czekania na dworcu we Wrocławiu, bo pociąg Kolei Dolnośląskich nie poczekał 5 minut na spóźniony 10 minut pociąg z Warszawy. Mimo że wiele osób prosiło konduktora, do czego zachęcano przez głośnik. Konduktor zgłaszał i prosił. KD nie poczekało, my do Wałbrzycha mamy jeszcze pociąg po 23, ale dla osób chcących się przesiąść do Jeleniej Góry była to ostatnia opcja.– relacjonował swoją podróż Kolejami Dolnośląskimi Tomasz Siemoniak, polityk Platformy Obywatelskiej i były wiceprezydent Warszawy.
Brak punktualności to poważny problem polskich kolei. Gdy jeden przejazd się opóźnia, często rzutuje to na czasie innego pociągu, który czeka na pasażerów, by ułatwić im przesiadkę. Co jednak w przypadku, gdy koleje nie czekają mimo próśb konduktora? Czy lepiej jest wyjechać o planowanym czasie czy poświęcić kilka minut, by pomóc podróżnym, którzy na swojej trasie muszą zmienić środek lokomocji?
