W Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu prowadzone jest postępowanie przeciwko 45-letniemu Robertowi I. Mężczyzna miał dopuścić się oszustw wobec kobiet poznanych na Tinderze. Wrocławianin usłyszał 17 zarzutów i został tymczasowo aresztowany.
Robert z Wrocławia jest oskarżony o stosowanie gróźb karalnych, a także dokonywanie oszustw i przywłaszczeń wobec kobiet. Czynów tych miał dopuścić się w latach 2018-2023. Poszkodowane poznawał za pomocą aplikacji randkowej Tinder.
NIE POLUBIŁEŚ NAS NA FACEBOOKU? ZMIEŃ TO I KLIKNIJ TUTAJ!
Wyłudzanie pieniędzy i groźby
Według relacji ofiar Robert początkowo grał rolę troskliwego i czułego partnera, a następnie prosił kobiety o pożyczkę pieniędzy, samochodu bądź telefonu. Gdy partnerki chciały zakończyć z nim związek, miał je szantażować. W tym celu wykorzystywał ich zdjęcia, które wykradał bądź robił w intymnych sytuacjach. Pokrzywdzone twierdzą też, że mężczyzna je wyzywał, a czasem nawet bił. Dopiero w tym roku mężczyzna usłyszał zarzuty. Wcześniej sprawy przeciwko niemu były umarzane.
Ponad milion złotych strat
Śledczy, którzy prowadzą sprawę we Wrocławiu szacują, że mężczyzna oszukał kobiety na ponad milion złotych. Straty dotyczą kwoty około 600 tys. zł oraz przedmiotów wartych ok. 450 tys. zł. Robert miał grozić kobietom śmiercią i uszkodzeniem ciała. Oskarżany jest również o napaść, niszczenie mienia i podrabianie dokumentów.
Oszust oskarża kobiety
Robert został aresztowany na okres 3 miesięcy. W trakcie przesłuchań nie przyznał się do winy. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” mężczyzna w swoich zeznaniach miał oczerniać oszukane kobiety. Zarzucał im zdrady, a także przekonywał, że są chore psychicznie lub uzależnione od alkoholu bądź narkotyków. Oskarżenia byłych partnerek traktuje jako zemstę.
– Mój klient twierdzi, że cała sprawa jest efektem medialnej nagonki. Bo czy to nie dziwne, że większość czynów została zgłoszona w 2022 roku, chociaż niektóre miały mieć miejsce kilka lat wcześniej. Nie rozumiem, dlaczego osoby pokrzywdzone, które rzekomo utraciły kilkaset tysięcy złotych, czekały ponad cztery lata, żeby upomnieć się o zwrot pieniędzy – nie wzywając mojego klienta choćby oficjalnym pismem do zapłaty. A dzieje się to dopiero przy okazji sytuacji związanej z jednym panem i jego małżonką. To dowodzi, że nie jest to standardowa sytuacja – mówił mec. Rajmund Kietliński, adwokat Roberta.