Skąd wzięła się formacja polityczna „Bezpartyjni samorządowcy”? Na czym polega ich bezpartyjność i czy jest to słuszne określenie? O historii i procesach kształtujących tę grupę pisze od lat zasiadający w Radzie Miejskiej Wrocławia Czesław Cyrul.
Bezpartyjna łamigłówka
Bezpartyjni samorządowcy, to głównie lokalni politycy, którzy twierdzą, że nie należą do żadnej partii. Do żadnej innej partii, bo są członkami partii Bezpartyjni Samorządowcy. Praźródeł powstania tego politycznego tworu jest kilka. Przed laty prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, sam bezpartyjny, stworzył taką bezpartyjną listę do Sejmiku Dolnośląskiego i zdobyła ona kilka mandatów. Innym orędownikiem tej specyficznej bezpartyjności był prezydent Lubina Robert Raczyński. I dalej, przed laty, w wyniku wewnętrznych kłótni w Platformie Obywatelskiej, grupa prominentnych polityków w Sejmiku opuściła partię i stała się bezpartyjnymi samorządowcami. Ponieważ ta grupa nie była zbyt liczna musiała zawiązywać koalicje sejmikowe. Ale generalnie ciążyła w prawą stronę sceny politycznej. Przed laty, kiedy wybory w Sejmiku Dolnośląskim wygrało PiS, bezpartyjni wpadli w jego objęcia i dobrze się wzajemnie czuli.
Swego czasu, w regionie, z tej partii wystartował do sejmiku Paweł Kukiz i uzyskał bardzo dobry wynik wyborczy. Był wtedy takim lokalnym Tymińskim. W sejmiku, owszem był, ale jakby go w ogóle nie było.
Przed laty plany bezpartyjnych samorządowców rozszerzyły się na kraj. Lider bezpartyjnych Robert Raczyński zapowiadał sukcesy w krajowej polityce. Z planów nic nie wyszło, a w naszym regionie bezpartyjni zaczęli się kłócić i pączkować. Daruję sobie niuanse. Powstały różne odnogi bezpartyjnych samorządowców i także różne ich listy w ostatnich wyborach samorządowych. Jedynie lista Bezpartyjnych z marszałkiem Cezarym Przybylskim na czele wprowadziła trzech radnych do Sejmiku, inne przepadły. Tylko w Lubinie prezydent Raczyński ponownie został wybrany prezydentem miasta i właśnie to miasto stanie się rezerwatem dla tej dziwacznej grupy wszelakich interesów. Teraz przegrani bezpartyjni zabiegają o względy Trzeciej Drogi, bo tam, szczególnie w hołownianej części, jest wiele osób bliskich bezpartyjnym, którym żadna ideologia w polityce nie przeszkadza. Po przegranych wyborach samorządowcy rzucają także proszącym wzrokiem w kierunku Koalicji Obywatelskiej, bo posad i stołków szkoda. Do PiS-u już nie chcą się przytulać, bo po co. Okazuje się, że bezpartyjni wcale nie brzydzą się partii politycznych. Pod warunkiem, że jest jakiś interes do zrobienia. Te wybory pewnie kończą żywot tego efemerycznego ciała, które próbowało uprawiać politykę udając, że z polityką nie ma nic wspólnego. To polityczny oksymoron.
Czesław Cyrul
Zobacz też: Czesław Cyrul o kadencji Jacka Sutryka: Realizował wizje poprzedników, a także swoje.